To nie będzie pikantna historia z młodości. Wręcz przeciwnie.
Jako nastolatka byłam kilka razy nieszczęśliwie zakochana.
Wydawało mi się wtedy, że to „ten jedyny” – dziś dziękuję losowi, że jednak nie był.

Od zawsze marzyłam o prawdziwej miłości.
Naoglądałam się filmów, naczytałam romansów i chciałam kochać – i być kochaną – tak naprawdę.
Jednak chłopcy z klasy, szkoły czy mojego otoczenia nie bardzo nadawali się na mojego wymarzonego księcia.
Czułam się wtedy bardzo samotna.
Nierozumiana, trochę zagubiona, z sercem czekającym na coś więcej.
Z czasem zaczęłam tracić nadzieję, że kiedykolwiek moje serce zabije inaczej.
Wyszłam za mąż, bo „był już na to czas” – tak mówili inni.
Po kilku latach bez większych emocji, z coraz częstszą myślą, że to nie tak ma wyglądać moje życie, zdecydowałam, że wolę być sama niż w nieszczęśliwym związku.
I odeszłam.
Zaraz po przeprowadzce zaczęłam szukać pracy.
I tak trafiłam do sklepu, w którym pracował Mariusz.
Przez tydzień szkolił mnie na sprzedawcę mebli na zamówienie.
Od początku coś między nami iskrzyło.
Każdego dnia przyciągało nas do siebie coraz bardziej.
A siódmego dnia powiedział, że chciałby mnie przytulić.
I to był właśnie mój pierwszy raz.
Pierwsze prawdziwe przytulenie.
Nie takie zwykłe, codzienne.
W tym jednym geście było wszystko – czułość, delikatność, spokój i miłość.
Miałam wrażenie, że rozpływam się w tym uścisku.
Jakby świat nagle stał się doskonały.
Po latach pełnych smutku i szarości zaświeciło słońce.
Nie było już lęku ani żalu – pojawiła się radość, ukojenie i poczucie bezpieczeństwa.
To było ponad piętnaście lat temu, a ja wciąż czuję dreszcze, gdy o tym myślę.
I choć minęło tyle czasu, czuję to każdego dnia – tak samo mocno, jak wtedy, gdy wydarzyło się po raz pierwszy.
To nie było zwykłe przytulenie.
To było spotkanie dwóch dusz, które czekały na siebie całe życie.
Dla mnie – spełnienie marzeń, które wydawały się dawno zapomniane.
Bo przecież „życie to nie bajka” – słyszałam od dziecka.
W moim domu nie było przytulania.
W rodzinie też nie za wiele – może poza jedną ciocią, która zawsze mówiła, że śpi przytulona z wujkiem.
To dawało mi nadzieję, że taka bliskość istnieje, ale nie wiedziałam, czy mnie kiedykolwiek spotka.
Czy przyjdzie taki dzień, że w jednym przytuleniu poczuję, że jestem kochana, potrzebna, ważna?
Czasem myślę, co by było, gdybym wtedy nie odważyła się zmienić swojego życia.
Gdybym została tam, gdzie nie było już radości.
Nie namawiam nikogo do porzucania męża czy żony.
Namawiam do szczerości wobec siebie.
Zanim powiesz „tak”, zatrzymaj się i zapytaj:
– Czy to jest naprawdę to, czego pragnę?
– Czy jestem w tym związku szczęśliwa?
– Czy z tą osobą chcę przeżyć całe życie?
Bo czasem żyjemy nie wiedząc, że może być inaczej.
Że możemy mieć to, czego naprawdę pragniemy.
Że miłość może być spokojna, dobra, czuła – taka, która leczy i daje siłę.
Wystarczy po nią sięgnąć.
Agnieszka